Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mazurek
Reżyser
Dołączył: 29 Lis 2008
Posty: 196
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Silent Hill Płeć:
|
Wysłany: Wto 20:21, 17 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
Racja. Juz ostrze ołówek i koło weekendu powinieniem coś opublikować. Miłego płodzenia^^
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
black_angel
Znawca kina
Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poland Center Płeć:
|
Wysłany: Pią 10:49, 20 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
No i jestem pierwszy widzę. Najszybciej sobie poradziłem z tematem Izy, a nie był łatwy, przyznacie. Oby tylko ten pośpiech nie poszedł na moją niekorzyść Więc czytajcie i komentujcie. Zniosę każdą krytykę.
Takie rzeczy tylko w erze…
Kolejka była długa chyba na pół kilometra. Tłok i ścisk powoli stawał się nie do zniesienia. Przez moment miałem nawet ochotę zrezygnować, ale nie, nie poddam się, mówiłem do siebie w myślach. Nie chciałem czuć się gorszy od tych co stoją tu już od czwartej rano. Oby tylko nie zaczęło padać. Bez parasola i kurtki, co ja bym wtedy zrobił. Tak sobie myślałem o tym i o innych rzeczach, głównie dla zabicia czasu, który dłużył mi się niemiłosiernie. Miałem tylko nadzieję, ze nie zawiodę się na tym filmie. Ale jak to mówią, nadzieja matką głupich…
Powoli kolejka malała. Byłem trzeci do kasy, kiedy na holu puścili pierwszy zwiastun. Na wielkim telewizorze, wiszącym tuż nad moją głową leciała reklama filmu, który właśnie miał się niedługo zacząć. Film, na który czekali wszyscy ponad 11 lat – „Titanic 2: Podróż marzeń”. Remake takiego filmu musiał, i budził duże zainteresowanie. Ja również byłem go bardzo ciekawy. Zapłaciłem więc za bilet i wszedłem na salę. Szybko odnalazłem swoje miejsce i wygodnie się na nim lokując oczekiwałem rozpoczęcia filmu.
Niestety już po pierwszych trzydziestu minutach czułem, że film nie spełni moich oczekiwań. Sam pomysł reżysera; muszę przyznać, że bardzo oryginalny, zupełnie mnie nie przekonał. Powiem więcej, wydał mi się tak idiotyczny jak sam fakt, że stałem na mrozie prawie cztery godziny by zasiąść na tej sali. Mówię tak, bo film naprawdę z każdą minutą stawał się coraz bardziej głupi i nudny.
Historia drugiej części hitu z 1997 roku została bowiem przeniesiona nieco w przyszłość. Jest rok 2056. Prom kosmiczny na Marsa wyrusza z Ziemi z prawie dziesięcioma tysiącami ludzi na pokładzie. Wśród nich dwójka głównych bohaterów. Młode małżeństwo udające się w swoja podróż poślubną. Pierwsze dwie godziny wieje nudą. Dopiero pod koniec coś zaczęło się dziać. Podobnie jak w poprzedniej części, spokojny lot promu kosmicznego zakłóca zbliżająca się katastrofa. Wprost na niczego nieświadomych podróżników pędzi ogromna asteroida z ogromną prędkością. Na sali wśród kinomanów dało się zauważyć nie pokój na twarzy, który udzielił się również mi, przyznaję. I w pewnym momencie, dosłownie tuż przed tym jak asteroida ma roztrzaskać prom film się zatrzymuje i wchodzą reklamy. To mnie powaliło. Serio, pierwszy raz widziałem żeby w czasie seansu puszczać reklamy i to takim momencie. Jakby tego było mało, po zakończeniu reklam na ekranie ukazał się jakiś pedzio i słodkim głosem zaczął do nas mówić: „A teraz kochani szansa dla Was. Możecie wygrać trzy darmowe bilety na dowolne filmy w naszym kinie. Wystarczy tylko odpowiedzieć na jedno proste pytanie związane z filmem. Czy asteroida uderzy w statek? Jeśli myślicie, że Tak wyślijcie sms-a na numer 7285 w pisując w treści A-czyli Tak, a jeśli myślicie, że asteroida nie zderzy się ze statkiem wybierzcie odpowiedź B - czyli Nie.” Co byście wybrali? Chyba każdy na sali wysłał sms-a. Ja również, a co mi tam, niech stracę.
Po około pięciu minutach film wznowiono. Ku zdziwieniu wszystkich asteroida nie uderzyła w prom. Kapitan w ostatniej chwili zdążył skręcić. Jednak do tragedii i tak miało dojść. Po pewnym czasie bowiem zaczęła się psuć elektryka na statku. Pasażerowie zaczęli popadać w panikę. Od tego momentu film zaczął robić się ciekawszy. Na sali jednak nikogo to już nie obchodziło, wszyscy bowiem zawiedzeni byli faktem że nie wygrają tych darmowych biletów. Zupełnie jakby zapomnieli, że oprócz poprawnie udzielonej odpowiedzi, trzeba jeszcze wygrać losowanie. Końcówka filmu naprawdę była niezła. Uratowało się kilkadziesiąt pasażerów, w tym nasza parka młodożeńców. Po ukazaniu się końcowych napisów, z piękną muzyką w tle ludzie wychodzili z sali z opuszczonymi głowami. Wśród nich ja, ale z uśmiechem na twarzy. Zadowolony z filmu i z tego, że wybrałem odpowiedź „B”.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mazurek
Reżyser
Dołączył: 29 Lis 2008
Posty: 196
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Silent Hill Płeć:
|
Wysłany: Pią 18:22, 20 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
No to chyba ja pierwszy Cię dziś zryje^^. Zakładam, że tematem wątku była nauka pisania opowiadań. Przymykam oko i zakładam też, że to co zamieściłeś było (!?) opowiadaniem, a nie kartką z pamiętnika. Staram się więc podejść do tego jak do opa i wytykam błędy techniczne, które mi się nasunęły:
black_angel napisał: | Sam pomysł reżysera; muszę przyznać, że bardzo oryginalny, zupełnie mnie nie przekonał. |
w miejsce ";" wstaw takie słówko jak "choć", lub "pomimo". Aż się o to prosi^^
black_angel napisał: | Podobnie jak w poprzedniej części, spokojny lot promu kosmicznego zakłóca zbliżająca się katastrofa. |
Na pewno oglądałem poprzednią część, ale za cholerę nie mogę sobie przypomnieć tego promu kosmicznego o którym piszesz? Może dodali go w bonusach na DVD? xD
black_angel napisał: | Na sali wśród kinomanów dało się zauważyć nie pokój na twarzy, który udzielił się również mi, przyznaję. |
Cholernie ubogie jak na opis atmosfery panującej wśród WIDZÓW , to raz a dwa to, że jakoś dziwnie to brzmi. Zmieniłbym konstrukcje tego zdania.
black_angel napisał: | ekranie ukazał się jakiś pedzio i słodkim głosem zaczął do nas mówić: „A teraz kochani... |
To brzmi, jakby w ogóle zaczął mówić. Jakby dopiero co się tego nauczył. Nie może być po prostu: "i powiedział swoim słodkim głosikiem", albo jeśli wolisz bardziej wysublimowane kwestie: "jego słodki, aczkolwiek wzmocniony przez akustykę sali, głoski przetoczył się ciężkim echem po pomieszczeniu.
black_angel napisał: | Tak, a jeśli myślicie, że asteroida nie zderzy się ze statkiem wybierzcie odpowiedź B - czyli Nie.” Co byście wybrali? Chyba każdy na sali wysłał sms-a. |
"Co byście wybrali" zupełnie nie potrzebne.
black_angel napisał: | Pasażerowie zaczęli popadać w panikę. Od tego momentu film zaczął robić się ciekawszy. |
Nie za dużo tego zaczęli\zaczął jak na jedno zdanie?
black_angel napisał: | Na sali jednak nikogo to już nie obchodziło, wszyscy bowiem zawiedzeni byli faktem że nie wygrają tych darmowych biletów. |
Konstrukcja zdania leży i kwiczy.
black_angel napisał: | Końcówka filmu naprawdę była niezła. |
Końcówka filmu była naprawdę niezła.
black_angel napisał: | Uratowało się kilkadziesiąt pasażerów, w tym nasza parka młodożeńców. |
Kilkudziesięciu a nie kilkadziesiąt, ludzie to nie zwierzęta. A nowożeńcy, to nie młodożeńcy. A jak jest takie słowo a ja o nim nie słyszałem to dziwnie mi brzmi.
black_angel napisał: | Po ukazaniu się końcowych napisów, z piękną muzyką w tle ludzie wychodzili z sali z opuszczonymi głowami. Wśród nich ja, ale z uśmiechem na twarzy. Zadowolony z filmu i z tego, że wybrałem odpowiedź „B”. |
Po pierwsze "napisów końcowych" a nie odwrotnie. Po drugie błąd logiczny, bo jak można być zadowolonym z filmu na który się przez całą wypowiedź narzekało?
Teraz jeśli chodzi o stronę konstrukcyjną. Mówię to do wszystkich bo pewnie wielu się przyda.
Po pierwsze historia, czy jakikolwiek pisany gniot musi mieć wstęp rozwinięcie i zakończenie.
Po drugie musi mieć konflikt.
Jak nie ma konfliktu, to opowieść jest nudna. Nic się w niej nie dzieje.
Prosty przykład:
Wstęp: Gieniuś miał dwanaście lat, mieszkał w Zadupkowie i uwielbiał czekoladę.
Rozwinięcie: Pewnego dnia do Zadupkowa wprowadził się Charlie i wybudował fabrykę czekolady. Zapraszał do niej wszystkie dzieci w kolorowych ciuchach i pozwalał im bezlitośnie opychać się czekoladą.
KONFLIKT: Kiedy Gieniuś chciał wejść do środka, żeby opchać się tak, że aż mu dupa odpadnie, Charlie stwierdził, że go nie wpuści, bo się na czarno ubiera jako jedyny w Zadupkowie (jak widzicie, konflikt jest czymś, co napędza akcje. Zmusza bohaterów do działania. Daje motywacje -ale samą motywacją nie jest). Zbulwersowany Gieniuś jako, że nie lubił dyskryminowania, zadzwonił do wuja Mietka z prośbą o udostępnienie trochę swojego asortymentu ze sklepowego magazynu. Jako, że wujek Miecio był największym w Pruszkowie handlarzem bronią, Gieniuś zyskał nowe argumenty w negocjacjach z Charlie'm.
Zakończenie: Policja oskarżyła dwunastoletniego Gieniusia o masowy mord niewinnych dzieci znajdujących się w fabryce, oraz jej właściciela. Do listy zarzutów doszło jeszcze podpalenie mienia i zalania okolicznych pól w Zadupkowie czekoladą. Tak powstał Chockapick.
Jeśli chcecie pisać opa, trzymajcie się konstrukcji, a Ty Piotro pracuj mad językiem. Tylko najpierw kobietę znajdź xD
Amen.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Mazurek dnia Pią 18:24, 20 Lut 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
black_angel
Znawca kina
Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poland Center Płeć:
|
Wysłany: Pią 19:43, 20 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
To się nazywa dogłębna analiza dzięki za komentarz Piotrze. Zgadzam się z Tobą w każdym przypadku i sam się z siebie śmieje... Też bym tego może opowiadaniem nie nazwał, ale sama historia fajna przyznasz, i do tematu Izy pasuje. Nie rozumiem tylko tego ostatniego z kobietą? Wytłumaczysz mi?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mazurek
Reżyser
Dołączył: 29 Lis 2008
Posty: 196
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Silent Hill Płeć:
|
Wysłany: Pią 22:08, 20 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
Powiedz mi drogi chłopcze z kim najlepiej pracować nad językiem jak nie z kobietą?^^
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
black_angel
Znawca kina
Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poland Center Płeć:
|
Wysłany: Sob 7:12, 21 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
...też racja. Wezmę to pod uwagę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
izucha ropucha
Znawca kina
Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: toronto Płeć:
|
Wysłany: Czw 18:54, 26 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
wybacz Piotrku, ze noie skomentuje juz wiecej Twego opowiadania gdyz Piotr zrobil to dosc wyczerpujaco. rozlozyl na czynniki Twoje opowiadanie i poddal konkretynej analizie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
izucha ropucha
Znawca kina
Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: toronto Płeć:
|
Wysłany: Pią 16:23, 27 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
.... milego rycia z mego gniotu... pisałam go na odwalke, zeby nie bylo, ze wymyslilam temat a nie napisalam nic.... enjoy
"Takie rzeczy to tylko w Erze...."
Nareszcie długa i męcząca podróż obskurnym pociągiem dobiegała końca. Za oknem widoki jak z bajki. Góry obsypane białym puchem. Drzewa ubrane w zimowe czapki. Gdzie niegdzie domy z białymi dachami. „Cudownie to wygląda! Warto było przemęczyć się w dwunastogodzinnej podróży dla takiego widoku”- pomyślała Justyna przeciągając się na siedzeniu. Jej współtowarzyszki zaczęły się szykować do opuszczenia pociągu. Justyna chciała jak najdłużej napatrzyć się na szybko zmieniający się krajobraz.
- Justa!!!! Zaraz wysiadamy! Zacznij się pakować, bo znowu będziemy wysiadać ostatnie!- pospieszała ją Karolina- Kierownik już czeka na nas na dworcu!
- To niech sobie czeka! On ma takie widoki na co dzień.
- Pospiesz się kobieto! Musimy się jeszcze do konferencji przygotować! Każda minuta jest dla nas cenna!- panikowała Agata
- Ostatni raz wzięłam was gdziekolwiek! Marudzicie jak małe dzieci.- poddała się i zaczęła się pakować.
Kierownik ośrodka, w którym odbywała się konferencja, dotycząca zdrowego stylu życia, czekał na nie na dworcu. Już z daleka je wypatrzył. Szybko podbiegł, zabrał je bagaże na wózek. Walizek było sporo, gdyż na trzy tygodniową konferencję połączoną z warsztatami musiały wziąć nie tylko sporą liczbę ubrań i „najpotrzebniejszych rzeczy”, ale musiały chociaż stwarzać pozory kompetentnych instruktorów i specjalistów.
- Nastąpiły zmiany w planie całego zjazdu- powiedział kierownik już w samochodzie- Tyle jest zaproszonych osób, że ciężko jest trzymać się planu. Cała organizacja legła w gruzach. Bardzo panie przepraszam, ale wszystko zacznie się z dwudniowym opóźnieniem. Mają panie dwa dni wolnego.
- Niech się pan nie przejmuje. Damy sobie radę.- ucieszyła się Justyna. Uwielbiała Zakopane. Chadzała zawsze w miejsca, które przypominały jej dzieciństwo. Jako dziecko co roku w ferie zimowe jeździła z rodzicami i siostrą do Zakopanego. Chodzili po górach, jeździli na nartach, wydawali mnóstwo pieniędzy na Krupówkach.
Szła Krupówkami, przyglądała się kolorowym pamiątkom na straganach, uśmiechała się na widok gwiżdżących świstaków, które można było kupić w każdej budce z pamiątkami. Zupełnie zapomniała po co przyjechała w to miejsce, o tym, że musi się przygotować do warsztatów, które miała przeprowadzić. Tak jakby śniła bardzo realny sen, z którego nie miała ochoty się wzbudzić.
-Halo! Proszę pani! Zgubiła pani rękawiczki! Proszę pani! Halo!- poczuła delikatne szarpnięcie za ramię. Odwróciła się. Zobaczyła twarz mężczyzny, który w ręku trzymał jej kolorowe rękawiczki- Zgubiła pani rękawiczki. Musiały pani wypaść z kieszeni.- uśmiechnął się szczerym uśmiechem.
- Dziękuję.- odwzajemniła uśmiech, spojrzała mu w oczy- Michał? – rozpoznała w nieznajomym kolegę z liceum.
- Justyna? O, nie wierzę! Nie poznałem Cię! Co Ty tutaj robisz?
- Przyjechałam tu na konferencję połączoną z warsztatami, dotyczącą zdrowego stylu zdrowia i takie tam. A ty, co ty tutaj robisz?
- Od roku… mieszkam tutaj. Mieszkam i pracuję. – uśmiechnął się szerokim uśmiechem. Tym uśmiechem, którym kiedyś oczarował ją podczas pierwszego roku w liceum. Był jej platoniczną, nieosiągalną miłością. Był najpopularniejszy w szkole. Wszyscy liczyli się z jego zdaniem. Ona, cicha myszka, średnio zainteresowana nauką skrycie podziwiała jego wiedzę, inteligencje. Jedyne co ją w nim irytowało to przerośnięta pewność siebie.
- Halo, mówi się… - zaczął machać jej przed oczami- Co się tak zagapiłaś?
- Przepraszam. Zastanawiam się, że w ogóle pamiętasz jak mam na imię. Mówisz, ze tu pracujesz. Co dokładnie robisz?
- Jak mógłbym zapomnieć jak masz na imię? Przecież byłaś najzabawniejszą dziewczyną w klasie. Uwielbiałem jak prosto z mostu mówiłaś każdemu co myślisz. Mi też się kilka razy przecież oberwało. Ale po czasie przyznaję, miałaś rację. Byłem niezłym dupkiem w liceum. Na szczęście studia sprawiły, że nabrałem pokory. Studiowałem w Krakowie prawo. W Zakopanem miałem praktyki. Po aplikacji wróciłem tutaj. Kupiłem mały domek i jakoś żyję. Chodź, gdzieś usiądziemy. Nie będziemy gadać tak na dworze.- zaproponował.
- Wiesz, teraz nie za bardzo mogę. Może później. Będę jeszcze tutaj trzy tygodnie, pewnie się jakoś spotkamy. Muszę lecieć- czuła się niepewnie w jego towarzystwie. Chciała jak najszybciej zostać sama. Czuła, że dawne uczucia związane z tym facetem powracają z większą siłą. „Opanuj się kobieto!!! Już nie jesteś nastolatką!”- strofowała się w myślach, choć zdawała sobie sprawę, że nie jest w stanie nad tym zapanować.- Więc do zobaczenia!- chciała się odwrócić i odejść, poczuła jednak jego dłoń na swoim ramieniu.
- A jak mam się niby z Tobą umówić skoro nie mam twojego telefonu?- zapytał rozbawiony jej zachowaniem- Jeśli nie chcesz się ze mną spotkać to powiedz. Jednakże, chciałbym wiedzieć co u Ciebie słychać, co się pozmieniało.- wyciągnął z kieszeni spodni portfel, z niego wizytówkę- Trzymaj. To moja wizytówka. Jak uznasz, że masz najmniejsze chęci ze mną pogadać to zadzwoń. Będę się bardzo cieszył jeśli się spotkamy.
Wzięła wizytówkę. Nic nie mówiąc odeszła. W hotelowym pokoju wpatrywała się w jego wizytówkę, jakby chciała z niej wyczytać przyszłość. Biła się z myślami, czy powinna zadzwonić czy nie. Miała już prawie trzydzieści lat, a wciąż zachowywała się jak dzieciak. Postanowiła wybrać numer. Zadzwoniła. W słuchawce zabrzmiał męski głos. Umówili się, że o dziewiętnastej Michał przyjedzie po nią do hotelu.
- To tu mieszkam- otworzył drzwi do swojego domu- Mały, ale wygony. Rozgość się. Czego się napijesz? Kawy, herbaty?
- Herbaty poproszę. Nieźle się urządziłeś. Masz nawet salon z kominkiem. Proszę, proszę kto by pomyślał, że się tak urządzisz.- nabrała pewności siebie
Usiedli naprzeciwko kominka. Michał otworzył wino. Rozmawiali o swoich obecnych zajęciach. Michał o pracy w kancelarii, Justyna o pracy z trudną młodzieżą, z osobami niepełnosprawnymi, kobietami, o tym jak swoją działalnością pomaga im odnaleźć się w codzienności. Wspominali czasy liceum. Wycieczki szkolne, na których Michał z kolegami dawali upust nastoletniej głupocie, co zawsze krytykowała Justyna, przez co zdobywała większy szacunek kolegów z klasy, podziw, że mówi co myśli, nie bacząc na to, że byli silniejsi, było ich więcej. Justyna podczas tej rozmowy dopiero dowiedziała się, że była bardzo lubiana w klasie. Oglądali zdjęcia, jakie Michał przechowywał w opasłych albumach fotograficznych.
Wspominali. Pili wino. Dobrze się bawili. Po kolejnym kieliszku wina Justyna już nie do końca kontrolowała swoje myśli. Wygadała Michałowi, że przez całe liceum wkurzał ją swoim luzackim sposobem bycia, nie obchodzili go inni. Ale wyznała mu również, że pociągał ją jego styl bycia.
- Dziwne, bo gdy zawsze ciebie o coś poprosiłem, byłaś wobec mnie strasznie chłodna.- zdziwił się.
- A co miałam rzucić ci się na szyję?
- Też mi się podobałaś, ale widząc twój stosunek do mnie, uznałem, że nie mam szans.
Spojrzeli sobie w oczy. Czuli, że na nowo siebie odnaleźli, że młodzieńcze uczucia znowu powróciły. Ilość wypitego wina dodawał im odwagi, pozbawiała ich wstydu. Zbliżyli się do siebie. Ich usta dotknęły się.
- Justyna…- słyszała znajomy szept- Justyna… Justyna zbudź się, zaraz przyssiesz się do tego okna- powiedziała głośniej Agata
- Justa! Nabrałaś dziwnego nawyku spania z otwartymi oczami. Zaraz wysiadamy. Spakuj plecak, kierownik już na nas czeka. Za godzinę zaczyna się konferencja. Musimy przygotować prezentację. Jesteśmy jako pierwsze.- pospieszała ją Karolina.
- Już się zbieram- wymamrotała. Tak wiedziała, że za dużo buja w obłokach. „Przecież życie to nie bajka”- pomyślała
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
black_angel
Znawca kina
Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poland Center Płeć:
|
Wysłany: Sob 12:14, 28 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
Zanim komentarz, to jedna uwaga. Nie możemy tak pisać. Chodzi mi, że z takim podejściem, tak na odczepne. Piszemy po to, żeby poprawić swoją technikę pisarską. Po to jest ten temat na forum chyba.
Co do Twojego opowiadania to nie skomentuje techniki pisarskiej, gdyż sam się na niej nie znam jeszcze najlepiej, nie będę wytykał też błędów bo sam robię ich mnóstwo o czym Mazurek mnie uświadomił. Myślę, że On dokona wnikliwej analizy Twojego tekstu.
Jeśli o mnie chodzi to mam tylko taką uwagę; za szybko zmieniasz akcję, jej czas i miejsce. A co do samej historii, to na pewno z tematu się wywiązałaś, i dobrze że to był tylko sen Justyny bo takiej historii miłosnej w realu bym, nie zniósł ach te komedie romantyczne
P.S. czy ta historia jest prawdziwa? Bo mam wrażenie, że jest to coś w rodzaju wspomnień autorki
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mazurek
Reżyser
Dołączył: 29 Lis 2008
Posty: 196
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Silent Hill Płeć:
|
Wysłany: Nie 12:56, 01 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Wnikliwą analizę zrobię, jak wrócę z media marct xD
Piotro! Cholera jasna! Po to jest ten temat, żebyśmy wytykali sobie błędy! Nie ważne czy je robimy czy nie. Nie jestem tu jakimś jurorem, który mówi co jest dobrze a co źle i jak powinno być. Jeśli nasuwa Ci się coś, co Twoim zdaniem jest jakimkolwiek błędem, po prostu to napisz. Nie chcę brać na siebie brzemienia nauczania Was czegokolwiek, bo żaden ze mnie nauczyciel. Uczmy się od siebie nawzajem.
Izo pisanie o sobie jest o tyle fajne, ze pozwala nam poukładać w głowie swoje własne myśli i niepoukładane uczucia. Sam robię to bardzo często, ale przedstawiam to w trochę mniej bezpośredni sposób. Niemniej widzę w tym opku wiele z Ciebie. Opowieść jest dobra i zakończenie jak najbardziej na miejscu. Jeśli chodzi o błędy, to Piotro słusznie zauważył, że za szybko wszystko się dzieje. Mam wrażenie, że kiedy masz już w głowie jakąś opowieść, widzisz ją od początku do końca, za szybko chcesz poznać całość. To zajebiste uczucie, ale spłaszcza Twoje opo. Daj mu czas dojrzeć. Po prostu poisz nie wyczekując końca. Opowiadanie dobre i przemyślane konstrukcyjnie. A błędy czysto techniczne za parę godzin. Moje opko dam jakoś koło wieczora, co byście nie myśleli, że spasowałem^^
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
izucha ropucha
Znawca kina
Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: toronto Płeć:
|
Wysłany: Nie 13:44, 01 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Moi kochani. chyba za bardzo chcecie dojrzeć mnie w moich opowiadaniach. niestety tak do konca nie jest. fakt faktem jest mzoe jakas mala ilosc mnie w tej justyynie, ale to tylko mala czastka.
co do szybkich zmian akcji, sama nie lubie opowiadan ktore wleka sie jak flaki z olejem wiec sama staram sie tego unikac. poza tym majac opowiadasnie w glowie robie czesto skroty myslowe i zdaje sobie z nich sprawe za pozno.... tzn jak sa one juz opublikowane.
acha i tak na przyszlosc nie spodziewajcie sie innej tematyki moich opowiadan niz romantyczne "lelum polelum" (dziwnie to wyglada jak jest napisane) , bo inaczej nie umiem pisac niz przez pryzmat historii milosnej. jestem zaszufladkowana ];-> hehehhe buziaki
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mazurek
Reżyser
Dołączył: 29 Lis 2008
Posty: 196
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Silent Hill Płeć:
|
Wysłany: Nie 16:56, 01 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
izucha ropucha napisał: |
Justyna chciała jak najdłużej napatrzyć się na szybko zmieniający się krajobraz.
- Justa!!!! Zaraz wysiadamy! |
Częste używanie jednego słowa następującego zaraz po sobie nieco razi. Może można by tę Justynę zamienić na dziewczynę, lob kobietę?
izucha ropucha napisał: |
- To niech sobie czeka! On ma takie widoki na co dzień.
- Pospiesz się kobieto! Musimy się jeszcze do konferencji przygotować! Każda minuta jest dla nas cenna!- panikowała Agata
- Ostatni raz wzięłam was gdziekolwiek! Marudzicie jak małe dzieci.- poddała się i zaczęła się pakować. |
Wiesz jak piszesz dialog i nie piszesz scenariusza, warto byłoby go dodatkowo w coś "ubrać". Mam na myśli np:
-Pospiesz się kobieto! Musimy się jeszcze do konferencji przygotować! Każda minuta jest dla nas cenna! -Agata niecierpliwie pakowała podręczne rzeczy do torby. Widać było, że bardzo się przejmuje warsztatami. Justyna nie wiedziała, czy ten stres bardziej wiąże się z faktyczną chęcią sprostania odpowiedzialności, czy wynikał raczej z tego całego zamieszania, jakie w okół zjazdu powstało. No i na pewno bardzo nie chciała się spóźnić.
Takie odpisy bardzo ubarwiają i wiele mówią o tym jacy są bohaterowie.
izucha ropucha napisał: |
- Niech się pan nie przejmuje. Damy sobie radę.- ucieszyła się Justyna. Uwielbiała Zakopane. Chadzała zawsze w miejsca, które przypominały jej dzieciństwo. Jako dziecko co roku w ferie zimowe jeździła z rodzicami i siostrą do Zakopanego. Chodzili po górach, jeździli na nartach, wydawali mnóstwo pieniędzy na Krupówkach.
Szła Krupówkami, przyglądała się kolorowym pamiątkom na straganach, uśmiechała się na widok gwiżdżących świstaków, które można było kupić w każdej budce z pamiątkami(...) |
To jest właśnie taki średnio udany, za szybki zwrot akcji. Dość rażący myślę. Warto by się zastanowić jak to napisać trochę inaczej.
izucha ropucha napisał: | Zgubiła pani rękawiczki. Musiały pani wypaść z kieszeni.- uśmiechnął się szczerym uśmiechem.
- Dziękuję.- odwzajemniła uśmiech(...) |
Nie uśmiechamy się szerokim uśmiechem tak jak nie cofamy się do tyłu. Jeśli się uśmiechamy, to szeroko, serdecznie szczerze, posyłamy komuś szeroki uśmiech, ukazujemy śnieżnobiałe zęby w szerokim uśmiechu i tak dalej. Po drugie nie pasuje mi tu ten drugi odwzajemniony uśmiech, ale nie za bardzo mam pomysł, jak go zamienić...
izucha ropucha napisał: |
- Przyjechałam tu na konferencję połączoną z warsztatami, dotyczącą zdrowego stylu zdrowia i takie tam. |
Musisz mi kiedyś pokazać jak to jest mieć zdrowy styl zdrowia^^
izucha ropucha napisał: |
- Od roku… mieszkam tutaj. Mieszkam i pracuję. – uśmiechnął się szerokim uśmiechem. Tym uśmiechem, którym kiedyś oczarował ją podczas pierwszego roku w liceum. |
Nie dość, że znowu uśmiecha się "szerokim uśmiechem", to te uśmiechy są jak bakterie. Cholernie dużo ich na tak małej powierzchni^^
izucha ropucha napisał: | Był jej platoniczną, nieosiągalną miłością. Był najpopularniejszy w szkole. |
Był... Był... O jedno był za dużo.
izucha ropucha napisał: |
- Halo, mówi się… - zaczął machać jej przed oczami- Co się tak zagapiłaś? |
Nie rozumiem "Halo, mówi się..." Co się mówi? Czy też, jak się mówi? A i ważna kwestia? Czym jej pomachał przed oczami? Ręka? Nogą? Głową? Pen... eeeeeeee... Pendrive'm? xD
izucha ropucha napisał: | - Przepraszam. Zastanawiam się, że w ogóle pamiętasz jak mam na imię. Mówisz, ze tu pracujesz. Co dokładnie robisz? |
Konstrukcja tego zdania leży. Nie można się "zastanawiać że". Można się zdziwić, że pamiętał, czy też można się zastanawiać jakim cudem zapamiętał.
izucha ropucha napisał: |
- Jak mógłbym zapomnieć jak masz na imię? |
"jak masz na imię" zupełnie nie potrzebne. Myślę, że samo "jak mógłbym zapomnieć" wystarczy, szczególnie, że wyżej padło już "jedno jak mam na imię".
izucha ropucha napisał: |
Przecież byłaś najzabawniejszą dziewczyną w klasie. Uwielbiałem jak prosto z mostu mówiłaś każdemu co myślisz. Mi też się kilka razy przecież oberwało. |
Iza pisze o sobie tylko w 30% umieszczając 100% swojego charakteru. Ciekawe... Jakbym czytał moje wspominki z Animatora kultury^^
izucha ropucha napisał: |
Ale po czasie przyznaję, miałaś rację. Byłem niezłym dupkiem w liceum. Na szczęście studia sprawiły, że nabrałem pokory. Studiowałem w Krakowie prawo. W Zakopanem miałem praktyki. Po aplikacji wróciłem tutaj. Kupiłem mały domek i jakoś żyję. Chodź, gdzieś usiądziemy. Nie będziemy gadać tak na dworze.- zaproponował. |
Aż się prosi, żeby dopisać coś przed "Choć gdzieś usiądziemy". Np wspomnieć, że przycichł i się rozejrzał zamyślony. Goły dialog jest jak szkielet człowieka. Nie sprawia, że jest piękny, ale pokazuje jak wygląda konstrukcja jego akcji od strony technicznej.
izucha ropucha napisał: |
- Wiesz, teraz nie za bardzo mogę. Może później. Będę jeszcze tutaj trzy tygodnie, pewnie się jakoś spotkamy. Muszę lecieć- czuła się niepewnie w jego towarzystwie. Chciała jak najszybciej zostać sama. Czuła, że dawne uczucia związane z tym facetem powracają z większą siłą. „Opanuj się kobieto!!! Już nie jesteś nastolatką!”- strofowała się w myślach, choć zdawała sobie sprawę, że nie jest w stanie nad tym zapanować.- Więc do zobaczenia!- chciała się odwrócić i odejść, poczuła jednak jego dłoń na swoim ramieniu. |
O tym, że za mało wyjaśniasz czytelnikowi podczas pisania świadczy choćby ten fragment. Przez ten dłuższy kawałek opa nie udało mi się poznać głównej bohaterki na tyle, by zrozumieć, dlaczego reaguje niechęcią na znajomą twarz, której nie widziała od czasów szkoły. Zapewne ma ku temu jakiś powód, o którym wiesz. Ale ja nie wiem to też nie rozumiem. Bo o nim nie napisałaś. Może porostu taka jest. Ale skoro jest to ma ku temu swoje powody. Nie wspomniałaś o nich. To jest spory brak we wstępie.
izucha ropucha napisał: |
chciałbym wiedzieć co u Ciebie słychać |
Opo to nie jest list. W dialogach takie słówka jak "ciebie, wam, twój" nie muszą być pisane z dużej litery chyba, że prowadzisz narrację w pierwszej osobie i zwracasz się bezpośrednio do czytelnika.
Np: "Wiesz, jak to jest umierać? Nie? Pewnie, że nie. Bo skąd byś miał. Ja natomiast wiem. Wiadomo Ci ja wygląda piekło? Nie? Oczywiście, że nie. A mnie wiadomo(...)" Fragment mojego Odkupienia.
izucha ropucha napisał: |
co się pozmieniało.- wyciągnął z kieszeni spodni portfel, z niego wizytówkę- Trzymaj. To moja wizytówka. |
Z tego fragmentu czytelnik wie, że facet wyciąga wizytówkę. Justyna widzi ją na własne oczy. Nie rób z niej, lub z czytelnika idioty i nie powtarzaj mu czegoś dwa razy. Myślę, że "wizytówka" w dialogu nie potrzebna. Wybacz, że tak dobitnie jadę, ale żeby dziś pisać dość sprawnie potrzebowałem swojego czasu takich ciętych uwag i do tej pory jestem jej za nie wdzięczny.
izucha ropucha napisał: |
Jak uznasz, że masz najmniejsze chęci ze mną pogadać to zadzwoń. Będę się bardzo cieszył jeśli się spotkamy. |
Zmień to zdanie. Tragicznie brzmi.
izucha ropucha napisał: |
Wzięła wizytówkę. |
Znowu ta wizytówka.
izucha ropucha napisał: |
Nic nie mówiąc odeszła. W hotelowym pokoju wpatrywała się w jego wizytówkę, jakby chciała z niej wyczytać przyszłość. |
Brak płynnego przejścia pomiędzy miejscami akcji. Kojarzy mi się to ze zgrzytem odtwarzacza dvd, który ni z tond ni z owont przeskakuje do jakiegoś innego rozdziału. Mogłabyś tu napisać np że zastanawiała się nad czymś przez całą drogę do hotelu, że takie i takie myśli nie dawały jej spokoju. Pokaż, żer jest bardziej ludzka niż tekturowy kartonik. Ochłonęła dopiero w pokoju pod prysznicem np.
izucha ropucha napisał: | Postanowiła wybrać numer. Zadzwoniła. W słuchawce zabrzmiał męski głos. Umówili się, że o dziewiętnastej Michał przyjedzie po nią do hotelu.
- To tu mieszkam- otworzył drzwi do swojego domu- Mały, ale wygony. Rozgość się. |
Zgrzyty dvd są potworne...
izucha ropucha napisał: |
- Herbaty poproszę. Nieźle się urządziłeś. Masz nawet salon z kominkiem. Proszę, proszę kto by pomyślał, że się tak urządzisz.- nabrała pewności siebie |
Za dużo Urządzisz... Urządzisz... xD
izucha ropucha napisał: |
Usiedli naprzeciwko kominka. Michał otworzył wino. Rozmawiali o swoich obecnych zajęciach. Michał o pracy w kancelarii, |
To zdanie jest za małe dla dwóch Michałów^^
izucha ropucha napisał: |
Justyna o pracy z trudną młodzieżą, z osobami niepełnosprawnymi, kobietami, o tym jak swoją działalnością pomaga im odnaleźć się w codzienności. |
Znowu mamy tu przykład autorki która nie pisze o sobie^^ Izo napisz nam ci studiujesz i z kim pracujesz na codzień^^
Podsumowując. Za mało opowiadania w opowiadaniu. Unikaj suchych dialogów. Pozwól swoim bohaterom na rozmyślania. Pokazuj ich charakter. Niech mają manieryzm. Np niech nadużywają jakichś słów. Niech ich dobór słownictwa się różni. Unikaj powtórzeń. Nie bój się rozbudowanych opisów. A tak swoją drogą to dziękuje za takie zakończenie. Nie zniósłbym "życiowej" historii z hapy endem^^ Pozdro.
Pozwolę się Wam zryć wieczorem^^
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mazurek
Reżyser
Dołączył: 29 Lis 2008
Posty: 196
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Silent Hill Płeć:
|
Wysłany: Nie 20:05, 01 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Ich własny świat (Tytuł roboczy)
Zza drzwi dobiegała głośna muzyka. Kościelne chóry i elektryczne organy przy akompaniamencie gitary elektrycznej wypełniały niemal całe pomieszczenie. Tośka stała chwilę zastanawiając się, czy może wejść. Już miała pociągnąć za klamkę, kiedy przypomniała sobie, że mama zawsze jej powtarza, że kiedy wchodzi się do czyjegoś pokoju, należy zapukać. Każda grzeczna czternastolatka słucha mamy. Zastukała delikatnie do drzwi i stanęła zadowolona z siebie, czekając aż Marcel otworzy. Bo przecież w dobrym tonie jest otworzyć drzwi jak ktoś puka. Oficjalny, miły uśmiech powoli znikał z jej twarzy, z każdą sekundą, w której drzwi pozostały zamknięte. Nieco zniecierpliwiona zapukała ponownie, ale tym razem głośniej. Następnie wróciła do wizytowej, grzecznej pozycji z wyszczerzonymi zębami i dłońmi skrzyżowanymi na plecach.
Brak reakcji.
Kąciki jej ust powędrowały w dół. Zmarszczyła brwi. Wbiła ostry jak brzytwa wzrok w powieszony powyżej klamki plakat Marlina Mansona i nerwowo zaczęła tupać nogą. Stała tak jeszcze chwilkę patrząc, jak nic się nie dzieje, po czym jak strzała wpadła do pokoju kolegi. Przyjmując pozycję bojową rozwścieczonego nosorożca, twardo stanęła na środku pokoju. Przed sobą miała półkę, na której stała wieża, błyskając kolorowymi światełkami. Oto powód jej osobistej porażki. Nie można tego pozostawić bez odzewu. Jak rozpędzona pantera, ruszyła w kierunku swojej ofiary. Niczym wygłodniały lew, żądna krwi, chcąca rozszarpać swoją ofiarę na strzępy, wyciągnęła długie, drapieżne różowe pazury i ściszyła muzykę.
Starała się omijać wzrokiem wszystkie te plakaty przerażających facetów ubranych na czarno, których twarze zakrywały przetłuszczone, długie kudły. W końcu udało jej się namierzyć Marcela leżącego na swoim łóżku. Był najwyraźniej bardzo zajęty. Nawet jej nie zauważył. Lektura Popcornu, najwyraźniej za bardzo go wciągnęła, by pozwolić mu mieć świadomość otaczającego go świata.
-Co się z Tobą dzieje!? –Wrzasnęła wyrywając mu gazetę z dłoni. Podniósł głowę zszokowany. Tośka? Ta Tośka? Ta grzeczna, ułożona Tośka o nienagannych manierach?
-Eeeee… Cześć? –Wykrztusił z siebie po chwili.
Dziewczynka dopiero z jego twarzy wyczytała, że nie zachowuje się tak, jak zawsze uczyła ją mamusia. Natychmiast odłożyła czasopismo na łóżko, wyprostowała plecy i wróciła do swojej oficjalnej pozycji powitalnej.
-No cześć. –Powiedziała z grzecznym uśmiechem. –Wiesz, wybacz że tak wtargnęłam, ale nie reagowałeś na moje pukanie.
-I wtedy usłyszałem stukot… jakby ktoś delikatnie stukał do moich drzwi… -Powiedział Marcel zatroskanym głosem. Tośka skrzywiła się nieco. Chłopakowi wydawało się, jakby nie rozumiała, co do niej mówi.
-O czym ty mówisz? –Upewniała się.
-Nie słyszałem pukania.
Tośka chyba nigdy nie umiała pojąć sposobu myślenia tego chłopaka. Mówił coś co ni jak miało się do sytuacji, a jeśli jakoś się już tam miało, to chyba tylko on wiedział jak.
-Co to ma do… A nie ważne. –Przerwała w połowie myśli. –Ty Rysiek dawno nie pojawiliście się na bazie, więc zaczęliśmy się z Groziakiem zastanawiać co jest. Może wreszcie mi powiesz?
-Aaaaaaaa. O to chodzi. –Marcel wziął Popcorn, otworzył go na stronie, na której skończył i odwrócił się na drogi bok. –Nie mam zamiaru przebywać w jednej przestrzeni z tym dupkiem.
Tośka ostrożnie usiadła na łóżku. Zastanawiała się czy może. W końcu sama nie chciałby, żeby jakiś chłopak siadał jej na łóżku. To obrzydliwe. Ale czego się nie robi dla przyjaciół?
-Co się stało? –Zapytała w końcu.
Marcel przerzucił stronę. Nie odrywał skupionego wzroku od gazety. Chciał sprawiać wrażenie, że mówi o tym zupełnie od niechcenia. Pomimo sprawiania pozorów, bardzo lubił, kiedy ktoś pyta.
-Ten mały gnojek powiedział, że ściągnął nową płytę My Chemical Romance i powiedział, że może mi nagrać jak chcę.
-Jak to? Przecież on słucha techno? –Zdziwiła się Tośka.
-Tez mnie to zaskoczyło. –Powiedział tonem oburzonego arystokraty. –W każdym razie –przerzucił kolejną stronę, żeby utrzymać pozory –Chętnie wziąłem od niego ten krążek. Kiedy wróciłem do domu włączyłem wierzę, okazało się, że nagrał mi jakieś łubu dubu a nie Romance’ów.
Zaraz. I o to tyle krzyku? O jakąś głupią płytę? Przecież to nie dojrzałe. Myślała czternastolatka. Złapał focha na Ryśka za głupią płytę? Trzeba będzie to jakoś naprawić. Nudno bez nich na bazie.
-I tyle? Poszło wam o jakieś szarpidruty? –Upewniała się. Marcel gwałtownie odwrócił się w jej kierunku posyłając pozory spokoju i opanowania w odstawkę.
-Dziewczyno ja chciałem mieć tę płytę. Nigdzie nie mogłem jej znaleźć. A z kieszonkowego mnie nie stać, żeby kupić!
Z każdym słowem jego frustracja rosła. Złość na Ryśka owocowała wykrzyczeniem się Tośce w twarz. Marcel nigdy nie był kimś, kto okazywał swoje uczucia. Słyszał gdzieś kiedyś, że prawdziwi Goci, jak na przykład Gośka z pierwszej liceum, zawsze są zamknięci w sobie i nigdy nikomu nie mówią wprost co czują. Gośka była koleżanką jego zołzowatej siostry. W zasadzie znosił jędze z pokoju obok, tylko dla tego, że Gośka czasem do niej wpadała. Zawsze długa, czarna spódnica. Blada twarz i ciemne oczy. Długie rozpuszczone, czarne włosy. Po prostu anioł. I zawsze zamknięta w sobie. Też chciał taki być. Teraz mu nie wyszło.
-Ten bawół pisze mi smsa, że ją ma. Nie masz pojęcia, jak się ucieszyłem! I nie umiesz sobie wyobrazić co czułem, kiedy usłyszałem to… -Zastanowił się chwilę, szukając odpowiednio dobitnego i obelżywego słowa. W końcu uśmiechnął się wiedząc, że teraz, kiedy go oświeciło, zmiesza cale to techno z błotem. –To badziewie!
Tośka westchnęła głęboko.
-Co nie zmienna faktu, że to głupie.
Marcel najwyraźniej nie maił zamiaru powiedzieć przyjaciółce, że jest największym pechowcem na świecie. Właśnie wtedy, kiedy włączał przeklętą po stokroć płytę, drzwi do jego pokoju musiały być otwarte. I akurat właśnie wtedy Gośce musiało zachcieć się odwiedzić jego siostrę. Stanęła w progu. Jakby dźwięk bijących wszędzie basów nie pozwalał jej przejść. Popatrzyła na niego z pożałowaniem i po prostu odeszła. Marcel nie miał zamiaru powiedzieć swojej przyjaciółce, że przez Ryśka stał się żałosnym gnojkiem w oczach swojej miłości. Już wystarczająco się ośmieszył.
-Nie ważne. –Powiedział zrezygnowany odwracając się na bok. Zdenerwowana Tośka bez słowa chwyciła go za rękę i poderwała z łóżka.
-Ej? Co jest? Co ty robisz? –Dopytywał się zszokowany, ale nie udano mu się powstrzymać jej od wyciągnięcia go z pokoju.
Domek na drzewie, który nazywali bazą, znajdował się u Ryśka w ogrodzie. Rodzice chłopaka prowadzili jedną z najbardziej ekskluzywnych w Polsce firm organizujących wesela. Zlecenia dostawali od znanych i bogatych, toteż nie szczędzili gotówki na zewnętrzny i wewnętrzny wygląd domu. Pan Andrzej, tata Ryśka wybudował im bazę. I gdyby ją sprzedać, na pewno można by kupić jakiś porządny, używany samochód. Z zewnątrz był to ot zwykły domek z desek z jednym oknem, drzwiami i sznurową drabinką, żeby łatwiej było się do niego dostać. Od innych domków na drzewach wyróżniała go szyba i krata w oknie i antywłamaniowe drzwi. I nic dziwnego. W środku była wygodna kanapa otaczająca okrągły stolik. Kilka szafek i półek na drobiazgi. Oraz telewizor i konsola do gier. Na którejś półce stał czajnik a obok niego ładny zestaw szklanek i talerzy. Obok herbata i kawa. Gdzieś z komody obok telewizora brzdąkała wieża, wygrywając jakiś hip hopowy kawałek. Stojący pod nią Grosiak i utrzymując szpanerską pozycję prawdziwego rapera, szpanersko kiwał głową. Rysiek przeglądał półki z podręcznikami do gier fabularnych swojego brata. Zajmował im bazę raz w tygodniu, organizując ze swoimi kumplami sesje gier fabularnych. Rysiek tylko raz widział, jak grają i spodobało mu się tak bardzo, że od tamtej bory robi wszystko, żeby dołączyć do ich ekipy. Przez pewien czas przestał nawet chodzić w dresie, ale kłóciło się to ze stylem bycia jego kolegów w szkole i pomimo niechęci brata do dresów, wrócił do starego ubioru.
Drzwi bazy otworzyły się. Do środka weszła Toska, włócząc za sobą opierającego się Marcela. Rysiek widząc to natychmiast zbombardował wzrokiem Grosiaka.
-To po to mnie tu przyciągnąłeś mała gnido! A mówiłeś, że twój brat robi sesje DDków i potrzebują piątego.
-Wybacz kolego, nie potrzebowali piątego, bo i sesji nawet nie ma. To była sciema, lecz potrzebna choć wredna troszkę. Nie chciałem być zamordowany przez Tośkę.
Grosiak marzył o tym, żeby zostać sławnym raperem. Dlatego codziennie ćwiczył mówiąc tylko i wyłącznie rymem. Nawet chciał nadać sobie prawdziwy gangsterski pseudonim i władać całą salą gimnastyczną w szkole. Pseudonim już sobie wymyślił. Przeczytał gdzieś że najsławniejszym raperwm, gangsterem był 2pck. Więc sobie wykombinował że będzie 4pack, ale mama mu nie pozwoliła bo powiedział, że jest za młody na alkohol. Życie niemal zawaliło mu się na głowę, kiedy dotarło do niego, że nigdy nie będzie miał prawdziwej hip hopowej ksywy. Ale uratował go brat. U niego w pokoju wisiał plakat czarnego faceta obwieszonego złotymi łańcuchami. Młody widząc go pomyślał, że on to musi być prawdziwym gangsterem. Dziś już nie pamięta jak ten facet się nazywał, ale kiedy powiedział bratu, że też chce, żeby tak na niego mówili, ten uśmiechnął się tylko szyderczo.
-Ty to możesz być tylko 50 grosiak. –Po czym roześmiał się do rozpuku. Grosiakowi się spodobało, ale ciężko się to wymawiało, więc obciął sobie początek i zostało jak jest.
-Rysiek! Co masz na swoją obronę?! –Zapytała Tośka sadzając Marcela przy stole.
-Jaką obronę? A co to rozprawa sądowa?
Grosiak zaczął machać rękami w rytm muzyki.
-Rozprawa czy nie, jak nie chcesz dostać ściera, to lepiej z Tośkiem nie zadzieraj!
Dziewczyna złapała Ryśka za rękę i pociągnęła na kanapie.
-Oszukałeś Marcela tak?
-Oszukał. Perfidnie i przewrotnie. Oby się za to w piekle smażył. –Odpowiedział chłopak w czarnym ubraniu, ubiegając pytanego. Ten oburzył się i posłał mu zabójcze spojrzenie.
-Bo ty jesteś głupi!
-Spokój! –Toska walnęła pięścią w stół. –Marcel nie Ciebie pytam!
-Biedne Marcelisko przed Tośkiem nie uciekło. Biedniejszy Rysiek. Szykuje się piekło. –Chichotał Grosiak pod nosem. Czternastolatka ponaglała wymownym wzrokiem swojego trzynastoletniego kolegę.
-No nagrałem mu trochę dobrej muzyki, żeby wreszcie przestał słuchać tego badziewia, bo się koledzy ze mnie śmieją, że się z jakiś przygłupem zadaje.
Tośkę zamurowało. Marcel wybałuszył oczy, jakby ktoś mu włożył niewidzialne pięciozłotówki pod powieki. Nawet Grosiak wyprostował się z wrażenia.
-W… Wstydzisz się mnie? –Wyjąkał zszokowany Marcel. Rysiek nie za bardzo wiedział co powiedzieć. W gruncie rzeczy wstydził się tego, że koledzy się śmieją, ale za bardzo lubił Marcela, żeby mu o tym powiedzieć.
-Nie to nie tak, że się wstydzę, ale nie mógłbyś słuchać czegoś normalnego? Ubierać się jak człowiek? A nie tylko czarne spodnie, jakieś koszulki z czaszkami i buty górnika? –Rysiek zmierzył go wzrokiem, a dłonią wskazał każdą część ubrania o której wspomniał. –Może jeszcze włosy zapuścisz?
Marcel odwrócił się i opuścił głowę.
-Mama mi nie pozwala.
Tośka westchnęła głęboko i zasmuciła się.
-Tak nie można. Nie można kogoś odtrącać, bo wygląda, czy słucha innej muzyki niż ty. To głupie. Popatrz na Grosiaka. Nigdy nie mówił nic na to, że chodzisz w dresie, Marcel na czarno, a ja… -Zastanowiła się chwilę, by znaleźć określenia na jej styl ubierania. W końcu z braku pomysłów rzuciła -normalnie. –Spojrzała w stronę wierzy. –Ciebie nie interesuje, co inni mówią o twoich przyjaciołach prawda?
Grosiak złapał za prosty jak blat stołu daszek swojej biało zielonej czapeczki i przekręcił go do tyłu.
-Ja jestem raperem z kości i krwi. Mam gdzieś to, co inni mówią mi! –Skrzywił się nieco, jakby właśnie dotarło do niego, że to zdanie jest nie naj właściwiej zbudowane. Machnął dłonią i podniósł wierzę.
-Nie ważne. –Tosia pokiwała głową. –W każdym razie…
-Masz rację. Przepraszam. –Rysiek opuścił głowę. Głupio mi się zrobiło. Teraz, kiedy tak na to patrzył, to zrozumiał że opinia nikogo nie jest warta utraty przyjaciela. Położył Marcelowi rękę na ramieniu.
-Sorrki stary. Nie powinienem był zmieniać Cię na siłę. Jeśli jeszcze raz kiedykolwiek ktoś będzie miał jakieś wątpliwości co do moich kolegów to…
-Skołujemy armatę, zrobimy mu wjazd na chatę i bez pomocy miecza zrobimy mu z tyłka jesień średniowiecza. –Dokończył Grosiak, wymownie gestykulując serdecznymi i wskazującymi palcami obu rąk.
-Coś w tym stylu… -Przytaknął Rysiu niezbyt przekonany. Tośce ulżyło. Zakładała, że będzie nieco trudniej. Że przetłumaczenie tym dwóm zawzięcie kłócącym się ostatnio chłopakom czegokolwiek będzie graniczyło z cudem. Cieszyła się, że tym razem się pomyliła.
-Zgoda? –Zapytała patrząc na obydwu. Rysiek wyciągnął rękę. Marcel uśmiechnął się i przybił piątkę koledze.
-No! –Na twarzy dziewczyny zawitał szczery, szeroki uśmiech. Po chwili zastanowienia odłożyła go jeszcze na chwilę i przyciągnęła Grosiaka, sadzając go obok reszty.
-Teraz uroczyście obiecujemy sobie, że żadne z nas nigdy więcej się nie okłamie, nie będzie próbowało zmieniać, nie będzie robić sobie nawzajem głupich dowcipów, czy śmiać się z kogokolwiek w kłopotliwych sytuacjach. Tak? –Powiedziała tonem mentora przygotowującego swoich adeptów do najważniejszego sprawdzianu w życiu.
-Obiecujemy. –Powiedział Marcel.
-Pewnie, że tak. –Przytaknął Rysiek.
-Niech ci już troski nie zaprzątają głowy. Król podziemia Grosiak może to dla ciebie zrobić.
Posłali raperowi litujące się spojrzenia.
-No co? –Pokiwał głową zdziwiony.
-Dobra. To skoro mamy to już ustalone. –Uśmiech wrócił na swoje prawowite miejsce. –To chodźmy się pobawić w pokemony. –Powiedziała nieświadoma tego, że każdy z chłopaków, jak jeden mąż krzyżował palce pod stołem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
black_angel
Znawca kina
Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poland Center Płeć:
|
Wysłany: Pon 11:48, 02 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Dobra to ja zacznę.
Po pierwsze zauważyłem pewną niekonsekwencje;
-Co się z Tobą dzieje!? –Wrzasnęła wyrywając mu gazetę z dłoni.
Podobno w dialogach takie słówka jak "ciebie, wam, twój i tobą" nie muszą być pisane z wielkiej litery.
I jeden błąd w budowie zdania znalazłem;
Nie odrywał skupionego wzroku od gazety. - to zdanie mi jakoś dziwnie, nie poprawnie brzmi. Nie odrywał swojego wzroku od gazety - albo - jego wzrok skupiony był na gazecie.
Poza tym nie udało mi się znaleźć, jakiś konkretnych błędów. A samo opowiadanie jest interesujące i fajnie się czyta. I podobnie jak u Izy widać dużo odniesień do Twojego życia. A co do samego zakończenia...ja nie wiem czego ludzie chcą od pokemonów, sam często bawiłem się udając Charizarda
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mazurek
Reżyser
Dołączył: 29 Lis 2008
Posty: 196
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Silent Hill Płeć:
|
Wysłany: Pon 17:12, 02 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
To "Tobą", to taka naleciałość po GG. Poprawię. A zdanie też zmienię, bo faktycznie coś z nim nie tak.
Nie ma żadnego odniesienia do mojego życia, a żaden z bohaterów nie jest wzorowany na mnie. Wszystko jest przejaskrawione i służy pokazaniu tego, co mnie drażni w obserwowanym otoczeniu. Za krótkie, żeby pokazać to jakoś jasno i wyraźnie, ale to tylko szkic. Następnym razem postaram się bardziej^^
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|