Forum www.kaf.fora.pl Strona Główna
  FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 
Kretownia, czyli ryjemy się by być doskonałymi.
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.kaf.fora.pl Strona Główna -> Papier toaletowy, czyli o tym jak można się rozwijać.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mazurek
Reżyser



Dołączył: 29 Lis 2008
Posty: 196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Silent Hill
Płeć: Golden Boy

PostWysłany: Pon 19:29, 08 Gru 2008    Temat postu: Kretownia, czyli ryjemy się by być doskonałymi.
Wpadłem na pewien pomysł. Słuchajcie, potraficie pisać. Każdy z was wymaga tylko doszlifowania. Więc co powiecie, żeby się oszlifować troszkę? Nasze małe warsztaty pisarskie polegać będą na tym, że ustawiamy się w kolejce i każdy po kolei rzuca temat. Reszta uczestników pisze opowiadanie. Potem tu je publikujemy i ryjemy się na wzajem.

Np. Opowiadanie o miejscu w które spadają anioły. Na góra dwie i pół strony.

Możemy też trenować pisanie poezji. Ale z tym jest trochę inaczej.

Np wiersz rymowany z użyciem słów: słońce, ziemia, powietrze, woda. Max 5 zwrotek. Czas tydzień. Co Wy na to?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nathaniel Cage
Szara widownia



Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sagarmatha
Płeć: Golden Boy

PostWysłany: Pon 19:35, 08 Gru 2008    Temat postu:
fajny pomysł, tylko nie do końca czaję Smile
jakiem penetrator - muszę w to wejść Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nathaniel Cage dnia Pon 19:37, 08 Gru 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
black_angel
Znawca kina



Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poland Center
Płeć: Golden Boy

PostWysłany: Pon 19:58, 08 Gru 2008    Temat postu:
Wchodzę w to. A jaka będzie kolejność? Bo nie wiem kiedy mam się zabrać za to.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mazurek
Reżyser



Dołączył: 29 Lis 2008
Posty: 196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Silent Hill
Płeć: Golden Boy

PostWysłany: Pon 20:05, 08 Gru 2008    Temat postu:
Kolejność ustalimy, jak wszyscy udzielający się na tym forum przeczytają temat (znaczy Iza). nie ważne, kto będzie pierwszy w kolejności, bo ta osoba tylko wymyśla temat. Piszą wszyscy. Łącznie z autorem tematu.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
izucha ropucha
Znawca kina



Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: toronto
Płeć: Księżniczka Mononoke

PostWysłany: Pon 21:49, 08 Gru 2008    Temat postu:
... ja bączki kchane odpadam jak na razie bo obecnie płodze swoj licencjat i idzie mi jak krew z nosa albo nawet gorzej z dupy...... ale pozniej czemu nie Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mazurek
Reżyser



Dołączył: 29 Lis 2008
Posty: 196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Silent Hill
Płeć: Golden Boy

PostWysłany: Pon 22:13, 08 Gru 2008    Temat postu:
Dobra. Warsztaty niniejszym uważam za otwarte. kolejność niech będzie kolejnością odpowiedzi na mój post. Ja więc zaczynam <cwaniaczek> xD

Piszemy zatem opowiadanie. Góra trzy i pół strony. A temat to "bo życie jest śmieszne" Czas Do przyszłej środy.

Start.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mazurek
Reżyser



Dołączył: 29 Lis 2008
Posty: 196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Silent Hill
Płeć: Golden Boy

PostWysłany: Wto 17:46, 09 Gru 2008    Temat postu:
Widzę, że jestem, pierwszy. No ba. Pisanie idzie mi dość łatwo. Więc czytajcie i ryjcie xD

Mecz ostatniej szansy.

Jesienne popołudnia bywają chłodne i deszczowe. Kiedy tego ranka trener odkrył kołdrę, pierwszą jego myślą było:
-Oby tylko nie padało… -I jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, od samego rana słońce nie zaszło. Mocno, jak na te porę roku ogrzewało murawę stadionu. Trener wyszedł przed szatnie i rozejrzał się po płycie boiska. Było na niej wiele nowych twarzy. Tetydo juniorów jednego z pierwszoligowych zespołów zawsze cieszyły się zainteresowaniem. Zza jego pleców wyszedł niewysoki mężczyzna w okrągłych okularach. Miał krótkie, jasne włosy i klubowy dres. Widok murawy zdawał się go dziwić. Poprawił okulary środkowym palcem.
-Witam trenerze.
Mężczyzna po czterdziestce nawet się nie obejrzał. Widać było, że to zajęty człowiek. Spóźnił się dziś na trening, toteż pozostał w swoim brązowym płaszczu i szarych, sztruksowych spodniach. Kilkudniowy zarost przykleił mu do puli przeżytych wiosen jeszcze pięć.
-No cześć Oskar. –Odpowiedział chłodno.
-Co pan o tym sądzi trenerze. –Oskar nie odrywał wzroku od nakreślonego wapnem okręgu na środku murawy. Trener uśmiechnął się pod nosem.
-Potańczymy, zobaczymy. –Wyszedł na środek boiska, spojrzał w kierunku obu bramek, pod którymi aż roiło się od młodych chłopaków.
-Zbiórka na środku panowie. –Krzyknął wreszcie. Chłopcy podbiegli niemal natychmiast i ustawili się dokoła trenera. –Słuchajcie mnie. Jest was trochę, więc podzielę was na kilka drużyn. Będziecie grali mecze po pięć minut na małe bramki, a ja popatrzę co umiecie. Dobra?
Chłopacy niemal jednocześnie wyrazili aprobatę dla tego pomysłu. Tak też się stało, a trener zostawił na boisku tylko jedną piłkę i zszedł z boiska. Usiadł na ławce, już czekał na niego Oskar. Oboje przez chwile wpatrywali się w skupieniu w grę młodych talentów, lecz w końcu asystent trenera nie wytrzymał.
-Jak samopoczucie przed meczem ostatniej szansy?
Trener wciągnął sporo powietrza do płuc, po czym westchnął głęboko.
-A jak ma być? Jak przegramy to spadamy do drugiej ligi. Więc musimy wygrać.
-Tak. –Oskar poprawił okulary. –Ale gramy z najlepszym zespołem w lidze.
-Popatrz. –Trener skierował dłoń w głąb boiska. Oskar skupił wzrok na chudym chłopczyku. Miał trzynaście, może czternaście lat. Krótkie blond włosy obcięte od garnka i najbardziej dziecięcą twarz ze wszystkich na boisku. Był teraz przy piłce. Zręcznym zwodem minął jednego z obrońców. Ruszyło do niego dwóch kolejnych, przepychając się o to, który ma mu zabrać piłkę. Chłopak przyhamował, pozwalając na to, by rozpędzeni przeciwnicy minęli go jak pociąg nie zdolny wyhamować w porę. Został sam na sam z bramkarzem. Wysoki, dobrze zbudowany chłopak opuścił dwa słupki. Blondyn nawet nie popróbował go wyminąć. Podniósł głowę i rozejrzał się, po czym posilał piłkę na drugą stronę pola karnego. Tam już czekał na nią kolega z zespołu. Celnym wolejem umieścił futbolówkę w bramce.
-Te dzieciaki są dla nas nadzieją. Jak ten mały się nazywa?
-Ten co strzelił? –Upewniał się Oskar.
-Nie. Ten co mu dograł. Minął kogo się da i wyszedł sam na sam. Większość dzieciaków tu pewnie do niczego się nie nadaje, ale ten chłopak potrafi się znaleźć na boisku.
Oskar już przekopywał dziesiątki legitymacji. W końcu odnalazł tę właściwą.
-Mateusz Urbański. Bierzemy go? -Trener pokiwał głową. –Zaraz mu powiem. Już chciał wstać, ale jego zwierzchnik powstrzymał go gestem dłoni.
-Daj chłopakowi pograć. Dowie się w szatni.
-Nie wiem czy dobrze zrozumiałem. –Oskar znów poprawił bez końca zsuwające się okulary. –Od razu z marszu chce go pan wystawić w następnym meczu ligowym?
-Ależ skąd.
Oskar odetchnął z ulga.
-Ty go wystawisz. Ja nie mogę być w piątek na meczu. Mamy zjazd zarządu pierwszej drużyny.
-Znaczy zostaje sam?
-Tak. Ale masz mnie na bieżąco informować o przebiegu meczu. –trener nie mógł oderwać wzroku od małego blondyna. Do tego udało mu się wyłowić jeszcze dwóch zdolnych chłopaków.
-Jak? –Dopytywał się Oskar.
-Telefonicznie. Komórkę masz.
Oskar pokiwał głową i wyciągnął telefon. –Więc niech mi pan poda do siebie numer.
Trener natychmiast zaczął macać kieszenie. Zdziwienie wymalowało się na jego twarzy, kiedy dostrzegł, że w spodniach go nie ma. Przerodziło się w złość, kiedy okazało się, że kieszenie płaszcza również są puste.
-Kurwa! –Przeklął rzęsiście. –Musiałem zostawić w domu. Już widę te dziesiątki nieodebranych połączeń od prezesa słyszę te zjeby jak oddzwonię.
-A nie zna pan numeru na pamięć? –Oskar starał się uratować sytuację.
-Znam. Pisz. 886
Asystent szybko pierwsza część numeru i równie szybko uporał się z ostatnimi.
-234215 –Dokończył trener zastanawiając się czy na końcu aby na pewno było piętnaście, a nie dwanaście.
-Zapisane. W piątek będę dzwonił.

Do tego pokoju słońce rzadko wpadało. Przez większą część dnia zasłaniała je panorama wysokich, szklanych biurowców. Wnętrze było przestronne i umeblowane wyposażeniem z najwyższego gatunkowo, klonowego drewna. Piękny ciemnobrązowy kolor lśnił dodatkowo od lakieru, którym go pokryto. Wazony z kwiatami stały na okrągłych stoliczkach pod oknem i pomimo, że właściciel tego gabinetu nie miał czasu się nimi zajmować, to każdego dnia wyglądały, jakby dopiero co przyniesiono je z ogrodu.
Na dużym skórzanym fotelu stojącym przy biurku siedział starszy mężczyzna w garniturze. Włosy miał przyprószone siwizną, a oczy podkrążone z braku snu. Nie odrywał ich od laptopa. W końcu sięgnął po słuchawkę telefonu i wybrał numer wewnętrzny.
-Pani Basiu, pani poprosi do mnie Andrzeja Oskara.
Nie minęło dziesięć minut, odkąd odłożył słuchawkę, a rozległo się pukanie do drzwi.
-Proszę.
Do gabinetu wszedł wysoki, młody mężczyzna z długimi jasnymi włosami. Pomimo tego, że tragicznie wyglądał w garniturze, stanowisko wymagało od niego by go nosił. Brązowy, idealnie dopasowany komplet niemal krzyczał „błagam niech mnie włoży ktoś inny!”
-Pan prezes wzywał? –Upewniał się Andrzej.
-Siadaj. –Zwierzchnik wskazał mu fotel po drugiej stronie biurka. Kiedy obydwaj siedzieli wygodnie prezes nareszcie zaczął.
-Wiesz jak jest sytuacja naszej firmy prawda?
-Oczywiście. Kryzys światowy sprawia, że ceny części komputerowych drastycznie spadają, a my i tak jesteśmy na skraju bankructwa. Jeśli tak dalej pójdzie, trzeba będzie zamknąć korporacje.
-To tylko jedna strona medalu. –Zapewniał prezes ciężkim głosem. –To jedna z największych firm na świecie, w której większość liczących się korporacji ma swoje udziały.
-Wiem o tym doskonale.
-Ale jak firma upadnie, a oni stracą swoje pieniądze, to potrzebny im będzie kozioł ofiarny.
Andrzej Oskar był człowiekiem, który z dużą rezerwą podchodził do życia, toteż nie przebierał w słowach nawet przed pracodawcami
-I padło na pana.
-Właśnie. Właśnie dlatego wprowadziliśmy na rynek nasz prototypowy model najnowszego procesora.
Oskar wyglądał na nieźle zdziwionego.
-Predator? –Upewniał się jeszcze.
-Ten sam.
-Toż on osiąga wartość do dziesięciu giga megaherców na zegarze… Jeśli wypuścimy na rynek taki produkt, długo nikt go nie przebije i może to grozić kolosalnymi stratami dla innych firm…
-Tak, tak. –Przerwał asystentowi w pół słowa. -Mało tego, my sami przez kilka lat nie przeskoczymy takiej mocy, co prowadzi do dużych strat w przyszłości. Ale co do cholery mam zrobić Andrzejek? Muszę, za wszelką cenę utrzymać te firmę, a potem będę kombinował. Nie widzę innego wyjścia.
W pewnym sensie zaradność i determinacja prezesa imponowały Andrzejowi. Jego zwierzchnik był jego zdaniem jedyną osobą, która ma w tej firmie głowę na karku i potrafi myśleć samodzielnie. Dlatego rzadko się z nim sprzeczał, w przeciwieństwie do pozostałej części kadry.
-Dobra. Ale co ja mam z tym wspólnego?
-Właśnie. Będziesz nadzorować ten projekt, i zrobisz wszystko, żeby jak najlepiej zareklamować Predatory. Jesteś w tej firmie jedynym człowiekiem, który potrafi samodzielnie i perspektywicznie myśleć, więc wiem, że sobie poradzisz.
Andrzej pokiwał głową. –Dobra postaram się jak mogę, ale wie pan, że statystyki nawet pomimo najlepszej reklamy rządzą się swoimi prawami.
-Komu, jak komu, ale mnie nie musisz tego mówić. –Prezes spojrzał w kalendarz. –Zadzwoń do mnie w piątek i powiedz mi, czy stoimy, czy mam się już pakować.
Andrzej wstał i poprawił krawat.
-Od razu biorę się do roboty.
Prezes nie powiedział nawet słowa, kiedy Oskar wychodził. Wbił tylko zatroskany wzrok w tabele pełne cyfr, wyświetlane na monitorze laptopa.

Dochodziła jedenasta, Prezes nie mógł usiedzieć w miejscu. Chodził z jednego do drugiego końca gabinetu. Piątek. Jego prywatny dzień sądu. Telefon oznaczał być, albo nie być, toteż mało nie przewrócił biurka, kiedy niemal doskoczył doń, by go odebrać.
-Tak? –Zapytał niepewnym głosem.
-Witam serdecznie. Oskar z tej strony…
-Ty się cholera nie witaj, tylko mów, jak wygląda sytuacja! –Przerwał prezes w pół słowa. Przez chwile rozbrzmiewała cisza w eterze, jakby Oskar starał się zebrać myśli.
-Ja od samego początku –zaczął wreszcie –wiedziałem, że to będzie wielka porażka. Ale pan tak mocno wierzył, więc nie chciałem nic mówić.
-Jak to porażka!? Oskar do cholery o czym ty mówisz? –Bulwersował się prezes. Zawsze kiedy się denerwował, zwykł mawiać do ludzi po nazwisku.
-Na początku było kilka dobrych akcji, nawet zauważyłem, zacząłem dostrzegać jakąś szansę, ale tempo akcji zaczęło spadać, a chłopcy z zespołu nie mogli nic na to poradzić. No i mamy spore straty.
-Cholera! Myślałem, że kroki, które poczyniłem załatwią sprawę… -Powiedział bardziej do siebie, niż do słuchawki. –Ile?
-Cztery, zero… -Powiedział niepewnie Oskar.

Andrzej Oskar przeglądał właśnie dane statystyczne dotyczące reklam nowego produktu jego firmy.
-Zadziwiające… -Pomyślał. –Prezes miał rację. Reklamę naszego procesora obejrzało kilka milionów ludzi w przeciągu trzech dni. Niech tylko jedna czwarta z konsumentów kupi produkt, a jesteśmy uratowani.
Natychmiast sięgnął po telefon by oznajmić prezesowi dobre wieści. Zdziwił się, kiedy w słuchawce rozległa się fala krótkich, przerywanych sygnałów informujących o tym, że numer, pod który Andrzej właśnie próbował się dodzwonić był zajęty.
-Dziwne…

-Cztery zera!? –Powtórzył z niedowierzaniem prezes.
-Tak… I raczej nie ma szans na zmniejszenie strat. Powiem więcej. Bardziej niż pewne jest że straty wzrosną.
Prezes osłupiał. Oblał go zimny pot. Czyli to już koniec. Koniec firmy, jego kariery, słowem jego wielki upadek…
-Po przerwie wystawie Matiego. Wiem, że widział w nim pan nadzieje, ale… -Prezes już nie usłyszał. Odłożył słuchawkę. Usiadł wygodnie w fotelu i zaczął się śmiać na głos.

Andrzej odczekał chwile. W międzyczasie sprawdził saldo sprzedaży. Zadziwiające. Sprzedasz rosła z każdym dniem. Wyglądało na to, że w najbliższym tygodniu firma odrobi straty i jeszcze zarobi sporą gotówkę. Już nie mógł się doczekać, kiedy opowie doskonale wieści prezesowi i odbierze swoja podwyżkę. Po raz drugi sięgnął po telefon i wybrał ponownie numer prezesa. Pierwszy sygnał.
-Nareszcie! –Pomyślał szczęśliwy.

Telefon na biurku prezesa zadzwonił po raz kolejny. Mężczyzna nawet nie maił zamiaru odebrać. Na dziś wystarczyło mu złych wieści. Wystarczyło mu ich do końca życia.

Agnieszka nigdy nie lubiła śródmieścia. Smród spalin odczuwalny mocniej niż gdziekolwiek indziej, hałas ruchu ulicznego, którego tak nie lubiła i oczywiście komunikacja miejska. Zatłoczone stadem niewychowanych, gburowatych ludzi, którzy nie potrafią z siebie wydobyć prostego przepraszam, kiedy chcą wysiąść. Jakby człowiek nie był tego wart. Zawsze drażniło ją, kiedy musiała tłuc się autobusem, czy przepychać w metrze. Dziś jednak było to nie uniknione. Sprawdziła na tablicy godzinę przyjazdu najbliższego autobusu, po czym usiadła na ławce. Marcin nie mógł jej dziś zawieść na zakupy. Miał zebranie zarządu klubu. Ponadto jego zespół gra dziś ważny mecz. Zastanawiała się jak im poszło. Sięgnęła po telefon i wybrała numer.

Było już w po zebraniu. Trener stał kolo kiosku i kupował gazetę. Miał taki nawyk. Zawsze po zakończonej konferencji wstępował do kiosku, żeby kupić swój ulubiony dwutygodnik. Już nawet nie pamiętał od czego to się zaczęło. Normalnie chował ją do torby i czytał w domu, ale dziś jego uwagę przykuła okładka. Niemal całą zajmował ogromny tyranozaurus z rozwartymi szczękami. A tuż nad nim nagłówek:
„Predatory ratują producenta od upadku”
Uśmiechnął się. Jeśli chodzi o części komputerowe, kupował tylko te sygnowane znakiem firmowym producenta predatorów. Podobno mieli jakiś kryzys i firma miała zostać zamknięta, ale wyglądało na to, że już w porządku.
Rozległ się dźwięk telefonu spoczywającego w jego kieszeni. Dziś nie mógł go zapomnieć, w końcu Oskar miał dzwonić z najnowszymi wieściami z meczu ostatniej szansy. Ale tym razem to nie był on.
-Słucham cię kochanie. –Powiedział po wciśnięciu zielonej słuchawki.
-Dzwonie żeby zapytać jak poszło spotkanie.
Trener uśmiechnął się.
-Spotkanie jak spotkanie. Prezes zarządu pieprzył o nowych transferach, o imprezie na zakończenie sezonu i temu podobnych bzdurach. Wolałbym być z chłopakami na meczu.
-A właśnie. Jaki wynik?
-Nie mam pojęcia. –Odpowiedział niemal natychmiast, jakby czekał na to pytanie. –Oskar nie dzwoni a już dawno po meczu. Zabije gnojka.

Agnieszka zaczęła przeszukiwać torbę w poszukiwaniu nowo zakupionej karty miejskiej.
-Odpuść mu. Może tak się przejął zwycięstwem, że zapomniał o bożym świecie? –Uśmiechnęła się do słuchawki.
-Ta… Ta wygrana graniczyła z cudem. Przygotowałem się już na tragiczne wieści.
Nagle z góry, tuż obok przystanku posypała się lawina szkieł. Agnieszka niemal zerwała się z ławki. Z jej gardła wyrwał się krzyk przerażenia, kiedy na rozbite szkła spadł skórzany fotel. Pod wpływem sił grawitacji roztrzaskał się na wszystkie strony świata. Najtragiczniejszy z tego wszystkiego był widok zwłok starszego, siwiejącego mężczyzny, leżących na szczątkach fotela.
-Agnieszka co się stało?! –Marcinowi odpowiedziała cisza. –Słyszysz mnie?!

Oskar spóźnił się dziś na trening. Cały weekend bawił się tak dobrze jak tylko mógł i ciężko było mu wstać rano. Siadł na ławce obok trenera.
-Przepraszam za spóźnienie, ale miałem ciężki weekend.
-Miałem cię dziś zabić z powodu meczu, ale zorientowałem się, że podałem ci niewłaściwy numer.
W pierwszej chwili Oskar nie do końca zrozumiał, co mówi trener, ale kiedy przetrawił słowa Marcina zamurowało go.
-Jak poszedł mecz? –Dopytywał się trener.
-Na początku nie było ciekawie. Nasi nie mogli się odnaleźć na boisku. Przeciwnik zdominował nas w całości. Po pierwszej połowie przegrywaliśmy cztery zero.
-O kur… -Uciął trener.
-Ale w połowie, wpuściłem Matiego. Ten chłopak jest niesamowity. Z jaką lekkością on prowadzi piłkę. Kiedy inni na niego patrzą to dostają jakichś magicznych skrzydeł. Rozegrali kilka niesamowitych akcji i wygraliśmy pięć do czterech. Cud.
Trener pokiwał głową.
-Wybaczam ci to spóźnienie. Miałeś prawo to oblać. -Uśmiechnął się.
Oskar wydawała się go nie słyszeć. Rozumiał już dlaczego rener nie odbierał, kiedy po meczu zadzwonił do niego by przekazać mu dobre wieści. W takim razie do kogo on zadzwonił.
-W ogóle… -Zaczął Marcin z innej beczki. –Agnieszka w piątek widziała, jak jakiś czub wyskoczył z okna. Okazało się że to prezes tej firmy komputerowej. Tej chluby narodowej naszej. Pewnie jak się dowiedział, że jego firma jednak nie upadnie, to mu odwaliło. Ludzie mają nie tak z głową mówię ci Oskar.
-Ta… Wyszeptał asystent, kiedy jego ciało oblał zimny pot…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
black_angel
Znawca kina



Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poland Center
Płeć: Golden Boy

PostWysłany: Śro 12:02, 10 Gru 2008    Temat postu:
To pozwól że zacznę drogi Piotrze. Za nim napisze ja coś, mam cię skomentować tak? Oki. Więc jako kret amator nie będę się wymądrzał ale ostrzegam że muszę trochę Cię skopać. Ale nie chce być zbyt ostry, żeby nie narazić się na kontratak.
Więc tak; tematem przewodnim był "...bo życie jest śmieszne". Ja w twoim opowiadaniu nie zauważyłem nic śmiesznego. Bo co jest śmiesznego w śmierci? Chociażby nie wiem jak była głupia. Chyba że chodziło ci o ironię w tym temacie? To co innego.
Co do samej treści to nie podobało mi się tylko jedno. Za bardzo "skaczesz" z tymi wydarzeniami w czasie równoległym. Ciężko skupić uwagę na tej historii bo co chwile zmieniasz miejsce akcji i bohaterów. Wszystko niby układa się w jedną całość ale w dwóch stronach opowiadania taki zabieg powoduje niezły bałagan.
To tyle z mojej strony. Czekamy teraz co inne kreciki ci wykopią Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mazurek
Reżyser



Dołączył: 29 Lis 2008
Posty: 196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Silent Hill
Płeć: Golden Boy

PostWysłany: Śro 13:57, 10 Gru 2008    Temat postu:
Temat brzmiał "bo życie jest śmieszne." Każdy interpretuje go jak mu się podoba. Dlaczego dramat nie może oddawać ironii życia? Ktoś mi kiedyś powiedział po przeczytaniu tego opka, że takie rzeczy się nie zdarzają. Zdarzają się. Na pewno nie tak dobitnie, bo to opowiadanie to karykatura mająca uwypuklić ironię i idiotyzm sytuacji jakie zdarzają się w życiu.

Co do przeskoków, żeby oddać wszystko tak chciałem to zrobić, musiałem użyć takiego zabiegu. Pewnie masz rację co do tego, że niektórym mogą utrudnić czytanie, ale nie miałem innego pomysłu na wyjście z sytuacji. Jeśli ktoś ma to chętnie posłucham i poprawię.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
black_angel
Znawca kina



Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poland Center
Płeć: Golden Boy

PostWysłany: Sob 12:25, 13 Gru 2008    Temat postu:
No to teraz czas na moje opowiadanko. Nie krępujcie się i ryjcie śmiało. Wszystko zniosę.





Do zakochania jeden cios

Słońce znów wdarło mi się do mieszkania. Jego promienie chciały wypalić mi twarz. Czułem jak skóra mi się topi na policzkach. Dłużej się nie dało już. Musiałem wstać. Spojrzałem na zegarek, który nie chodził. I myślę, czas wstać chyba. Pod noszę zatem swoje ciężkie cielsko z łoża śmierci i siadam na krawędzi wszechświata. Jeszcze chwilę zastanowienia nad światem i sensem życia… Wstaje i ruszam do walki z kolejnym dniem pełnym idiotyzmów i nie dorzeczności, których sam szatan już pojąć nie może.
Dzień zaczął się jak zawsze. Szybkie, niezdrowe śniadanie, poranna toaleta i prysznic. Przed wyjściem upewniłem się, tylko czy czasem nie zostawiłem nie zakręconej wody w łazience albo otwartego gazu. Chciałbym jeszcze mieć dokąd wrócić wieczorem. Zamykam drzwi. Klucz przekręcam dwa razy, żeby mieć pewność, że nikt się nie włamie. Chociaż wiem, że i tak by nie miał po co. Schodzę po schodach po woli. Boję się, że w pośpiechu potknę się i spadnę. Ten lęk towarzyszył mi od dziecka. A może to przez to że dziadek mój tak zginął? Tak, mówię serio. Spadł ze schodów i zginął. Pamiętam to dobrze. Miałem wtedy siedem lat. Głupia śmierć. I takiej się boje.
Po wyjściu z bloku znów natknąłem się na tego idiotę Miecia. Mietek to nasz ogrodnik. Starszy facet, chyba już grubo po pięćdziesiątce, ale zachowuje się jak dziecko. Ostatnio kupił sobie nowe Playstation 3. Znów mnie pewnie zaczepi i będzie nawijał jak to w trzy godziny przeszedł całego Far Cry-a. On mnie wykończy. Zawsze mnie to dziwi. Ale nie to że ma rozum 15-latka ale to, skąd ma kasę na te swoje fantazje. Z pensji ogrodnika chyba nie stać by go było na to wszystko. Może ma bogatych rodziców? Ale dziś mnie ominęło spotkanie z nim. Już czaił się z motyką w ręku. Już szedł w moją stronę i niemal rzucił się na mnie kiedy z okna drugiego piętra rozdarł się nasz gospodarz.
- Miętek! Gdzieś ty te zawilce posadził do jasnej cholery! Mówiłem ci że po tamtej stronie.
Mietek spojrzał na mnie zawiedziony i zawrócił.

W autobusie znów tłok. Jak tylko wszedłem, wiedziałem, że znów do końca nie dojadę. Podróż do pracy zajmuje mi jakieś dwadzieścia minut, ale wysiadam już w połowie nie mogąc znieść ścisku i smrodu który mnie otacza. Czuję się jak sardynka w konserwie. Czy ludzie się nie myją? Znowu jakaś babcia mnie zaczepiła.
- Nie dobrze ci chłopczyku?
Pewnie, że nie dobrze. Już po pięciu minutach jazdy jestem blady jak Michael Jackson zaraz po operacji. Czułem że zaraz rzygnę. Znów musiałem wysiąść i resztę drogi iść pieszo.
Razem ze mną wysiadła jeszcze jedna osoba. Dziewczyna. Z tyłu wyglądała zwyczajnie. Długie, czarne włosy opadały na plecy. Krótka bluzeczka i mini spódniczka. No i buty na wysokim obcasie, koniecznie. Więc tak jak mówiłem, zwyczajna dziewczyna jakich dużo. Ale w pewnym momencie odwróciła głowę. Zrobiła to jakby w zwolnionym tempie. Zobaczyłem jej twarz. Po prostu cudo. Wtopiła we mnie swój boski wzrok. Chociaż stała ode mnie daleko, widziałem jej piękne oczy, które zdawały się mówić „chodź ze mną, od dziś będę tylko twoja”. Nie wiem co się ze mną stało. Do tej pory dziewczyny mnie nie interesowały. Wszystkie traktowałem tak samo, obojętnie. Ale ta dziewczyna mnie po prostu zaczarowała.
Z kieszeni wyjąłem cegłę. Nokia, model 3210. Wiem, że dziś to niezły obciach taki telefon, ale mam go tylko do sprawdzania godziny. Nie noszę zegarków. Zawsze mi się psują. Jaki bym nie kupił, dzień, dwa, nie chodzi. Fatum jakieś normalnie. A moja Nokia niezawodna od lat.
Więc wyjąłem mój telefon by sprawdzić godzinę. Patrzę, za kwadrans ósma. Co robić?! Iść za tą dziewczyną i spóźnić się do pracy? Znów będę wysłuchiwał narzekań szefa, że na mnie w ogóle nie można polegać, do niczego się nie nadaję, i że w ogóle trzymają mnie tam chyba tylko z litości. Ale idąc do pracy być może ominie mnie miłość mojego życia. Olać szefa. Poszedłem za nią.
Śledziłem ją prawie godzinę. Byłem w sklepie obuwniczym, z ciuchami, hipermarkecie. Tyle okazji do zagadania do niej. Niestety brak mi było odwagi. A może to nie o odwagę chodzi? Ciągle słyszę słowa matki; „pamiętaj synku, nie wiąż się z żadną kobietą. Zaciągnie cię do łóżka a potem urodzi się takie coś jak ty”. Tu jej nigdy nie rozumiałem. Ale wiem, że mamusia mnie kochała – panie świeć nad jej duszą.
Już straciłem nadzieje na to że się do niej w ogóle odezwę. Ale znów nadarzyła się ku temu okazja. Zatrzymała się koło budki z lodami. Kupiła sobie średniego z automatu. Pomyślałem, teraz albo nigdy. Ruszam. Podszedłem do niej.
- Cześć. – odwróciła się. I wtedy właśnie mi się przypomniała rzecz okropna. Mam alergię na śmietanę.
Zdążyła tylko odpowiedzieć mi „cześć”, gdy mój nos nie wytrzymał. Kichnąłem prosto na nią. Moje kichy na jej twarzy a jej lód na bluzce. Chciałem coś powiedzieć, ale co wy byście powiedzieli w takiej chwili? Tylko przepraszam. Ale nawet tego nie zdążyłem powiedzieć. Posłała mi ciosa prosto w nos. Jak kłoda upadłem na ziemię. Lecąc zastanawiałem się tylko nad jednym. Skąd u takiej mizernie zbudowanej osóbki taka siła? Później już o niczym nie myślałem, bo straciłem przytomność.
Gdy się ocknąłem zobaczyłem stado gapiów pochylonych nade mną parskających ze śmiechu. Nagle z tłumu wyłoniła się ona. Młoda dziewczyna o pięknych, kręconych blond włosach i niebieskich oczach. Nosiła okulary. Wyciągnęła do mnie rękę. Złapałem ją i się podniosłem. Otrzepałem się trochę, a ona wyciągnęła z kieszeni chusteczkę i dala mi ją.
- Proszę, przyda ci się na przyszłość – uśmiechnęła się.
Odeszliśmy razem. Za plecami śmiech gapiów nie ustawał. Ale nie przejmowałem się tym w ogóle, bo właśnie odnalazłem miłość swojego życia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mazurek
Reżyser



Dołączył: 29 Lis 2008
Posty: 196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Silent Hill
Płeć: Golden Boy

PostWysłany: Sob 13:19, 13 Gru 2008    Temat postu:
Piorto to smutne... Tak potwornie smutne, żeni mogłem przestać się śmiać xD

Cytat:
Mam alergie na smetane...

Ni no nie mogę... ok już się ogarniam.
Słuchaj stary. Masz ciągoty w kierunku pisania scenariuszy. Jeśli piszesz opowiadanie w pierwszej osobie, nie używaj czasu teraźniejszego, tyko przeszłego. Ne pisz idę, tylko poszedłem. A to z tej prostej przyczyny, że to co opisujesz nie dzieje się w momencie opisywania, tylko już się zdarzyło.
Do tego musisz bardzo uważać na potoczny język. Słowo
Cytat:
ciosa
jest niepoprawną formą. Bez względu na to, co i jak mocnego Ci sprzedała, zawsze sprzedała Ci cios, a nie ciosa.
Od drugiego akapitu opowiadanie jest całkiem spoko, ale ważne jest, żeby zachować konsekwencję do końca. Chodzi mi o pierwszy akapit. Język, w którym go napisałeś, jest bardziej metaforyczny, a ten z reszty zaś, ironiczny. To zaburza czytelnikowi konstrukcję opowiadania.

Co do samej treści, to uśmiałem się jak diabli z nieporadności i słabości tego dupka czekającego na cud. Opisałeś to prześmiesznie i naprawdę od drugiego akapitu wciągnęło mnie. Ja osobiście (i to jest tylko moje zdanie) zmieniłbym końcówkę. Nauczyłem się, że cuda same z siebie się nie zdarzają. Musimy je sobie najpierw sami wywalczyć.

[/code]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
black_angel
Znawca kina



Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poland Center
Płeć: Golden Boy

PostWysłany: Sob 13:28, 13 Gru 2008    Temat postu:
Dzięki. Cieszę się że się uśmiałeś bo to mi właśnie chodziło. Z tymi czasami to się przyznaję, zakręciłem trochę. A co reszty błędów to wiesz, nie przykładałem się w szkole i teraz wychodzi Smile) Ale obiecuję poprawę.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nathaniel Cage
Szara widownia



Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sagarmatha
Płeć: Golden Boy

PostWysłany: Sob 17:38, 13 Gru 2008    Temat postu:
witajcie po dłuższej mej nieobecności
udało mi się przeczytać pierwszy tekst autorstwa Mazurka...
hmm...
błędów ortograficznych nie dostrzegłem, co dziwne jest bo Mazurek lubi walić "byki" Razz
co do treści - myślę, że rozumiem o co Ci chodziło, choć trochę mi tutaj tytuł nie pasuje (nie mówię o tytule roboczym opo tylko o ogólnym temacie). Ironicznie rzecz biorąc to śmieszne, iż malutka pomyłka może nieść ze sobą katastrofalne skutki i tak to odebrałem. Jednakże to bardziej przerażające, że to życie tak potencjalnie piękne i interesujące może za sprawą jednej chwili stać się obrzydliwe i nie do zniesienia. Jest to tak straszne i kruche, że aż... śmieszne.
Co do uwag Piotrka to możliwe iż Twoje dzieła są lekko chaotyczne, ale po przeczytaniu "Mroku" przywykłem do tego Smile
Jak tylko przeczytam kolejne Wasze "dzieci" dodam kolejny wpis, a z czasem coś od siebie
pozdr 4 all


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nathaniel Cage
Szara widownia



Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sagarmatha
Płeć: Golden Boy

PostWysłany: Sob 17:58, 13 Gru 2008    Temat postu:
teraz czas zająć się Piotrem (jeśli wiecie co mam na myśli) Very Happy
ciekawe opo, diametralnie różne od poprzedniego choć na ten sam temat
jeden błąd od razu wpadł mi w oko:
Cytat:
pod noszę

ale to prawdopodobnie przez niepotrzebną spację Smile
co do treści - ciekawy ten nasz główny bohater - śmietanowy alergik Very Happy
dziwne tylko że po tym jak ją opluł, a ona obiła mu ryj -> HAPPY END!!
trochę to fantastyka zaleciało, bo takie rzeczy to tylko w Erze Smile
no i zgadzam się z Mazurkiem - jeśli w pierwszej osobie to w czasie przeszłym
poza tym - śmiechowe Smile

mam nadzieję, że moje wypociny niebawem nadejdą

pozdr


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
black_angel
Znawca kina



Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poland Center
Płeć: Golden Boy

PostWysłany: Sob 18:57, 13 Gru 2008    Temat postu:
A w Heyah wyrównujemy i liczymy że szybko nadrobisz zaległości. Przyznam się szczerze że czekam na Twoje opowiadanie i na to jak Ty z interpretujesz nasz temat przewodni. Poza tym jeszcze nie miałem okazji czytać żadnego Twojego tekstu więc tym bardziej nie mogę się doczekać.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.kaf.fora.pl Strona Główna -> Papier toaletowy, czyli o tym jak można się rozwijać. Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następny
Strona 1 z 9

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group Boyz theme by Zarron Media 2003



Regulamin